Niezbyt znane (pierwszy raz o nim słyszę) polskie studio Thing Trunk wyprodukowało właśnie bardzo przyjemną gierkę dla wszystkich, którzy po fiasku Diablo Immortal potrzebują czegoś na otarcie łez; Book of Demons to hack and slash z elementami gier karcianych i interesującą oprawą przypominającą wycinanki. Historia gry jest prosta jak... jak historia Diablo 1, którym pracownicy Thing Trunk są wyraźnie zafascynowani. Śmiałek powraca do rodzinnej wioski, w której okazuje się, że pobliskie podziemia zostały zamieszkane przez hordy bestii rodem z piekła. Tego typu sąsiedzi są raczej niemile widziani, toteż wtrymiga ruszamy z bronią pod ręką by wykosić potwory.
Do wyboru mamy, ponownie tak jak w Diablo 1, trzy postacie - wojownika, łuczniczkę i maga. Każda z nich specjalizuje się w innym rodzaju walki: wojownik najchętniej zwalcza tłumy wrogów jednocześnie, łuczniczka trzyma wrogów na dystans itd. W BoD nie ma ekwipunku jako takiego. Jego rolę pełnią karty, które zmieniają cechy naszej postaci i dają jej nowe umiejętności. Karty te są bardzo liczne i pozwalają na wiele kombinacji. Rozgrywka polega na standardowym dla hack'n'slashy przemierzaniu podziemi i zarzynaniu potworów, jednak BoD dodaje do niej coś od siebie, a mianowicie Flexiscope. Flexiscope to funkcja pozwalająca na określenie, jak długa ma być nasza sesja w grze. W zależności od określonego czasu - od pięciu minut do godziny - gra odpowiednio przybliży nas do ostatecznego poziomu z bossem. Na sucho funkcja ta brzmi dziwnie, ale w praniu podobno sprawdza się doskonale. Dotarcie i pokonanie ostatecznego bossa pozwoli nam na dalszą rozgrywkę z dodatkowymi wyzwaniami.
BoD nie jest perfekcyjne - wśród jego wad można wymienić okrutnie statyczne animacje oraz dziwną decyzję, przez którą nasz bohater może się poruszać jedynie po wyznaczonych ścieżkach, co często utrudnia walkę i zbieranie przedmiotów - jednak koniec końców wygląda na fajną, przyjemną sieczkę, dobrą na krótkie sesje między innymi zajęciami.
