Jak powszechnie wiadomo, Chiny (z wyjątkiem Hong-Kongu) są odcięte od zewnętrznego Internetu. Tamtejsze władze blokują dostęp do wielu zagranicznych stron, oficjalnie ze względu na „bezpieczeństwo państwowe” - wymówka, którą z łatwością można zakryć praktycznie wszystkie działania rządu mające na celu zabezpieczenie swojej władzy. O niechęci Chin do powszechnego dostępu do całości sieci przekonał się nieznany z nazwiska mężczyzna z Guangdong; został on ukarany dosyć dotkliwą karą 1000 juanów za to, że wykorzystał wirtualną sieć prywatną (czyli właśnie VPN) do podłączenia się do zagranicznych stron internetowych. Jego zachowanie naruszyło coraz szerszą kontrolę rządu Chin nad duszami... tzn, przepraszam, naruszyło artykuły 6 i 14 Tymczasowego Regulaminu Chińskiej Administracji Międzynarodowych Sieci Informacji Komputerowych. Kara finansowa to zresztą nic - w przeszłości (nie wiadomo, czy tym razem też) ludzie korzystający w Chinach z VPN trafiali na nawet pięć lat do więzienia.
Morał z tej historii? Dobrze, że nie jesteśmy Chińczykami.