mBank, wirus i pieniądze

Historia jest taka: w lipcu zeszłego roku pani Magda otrzymała telefon z mBanku, w którym konsultant stwierdził, że zarejestrowano przelewy dużych kwot pieniężnych z jej konta i pytał, czy to ona była ich autorem. Pani Magda zaprzeczyła; nie wykonywała żadnych przelewów. Bank szybko zablokował konto, było już jednak za późno, gdyż z konta pani Magdy zniknęło 69 tysięcy złotych. Dzięki odpowiednim działaniom podjętym przez bank udało się uratować 25 tysięcy złotych, jednak pozostałe 44 zostało wypłacone z bankomatu. Być może udałoby się uratować więcej, gdyby pani Magda była w stanie prędzej odebrać telefon od konsultanta - niestety, urządzenie akurat w tym momencie przechodziło przez ważne aktualizacje.

Jak się później okazało, atak został przeprowadzony przez hakera, który zainfekował telefon pani Magdy wirusem (nie wiadomo jak - może weszła na nieodpowiednią stronę lub otworzyła zainfekowany plik w spamie) a następnie przejął nad nim kontrolę. Oszustowi udało się zarówno dotrzeć do hasła i loginu konta bankowego ofiary, ale był nawet w stanie wysyłać wymagane SMS-owe potwierdzenia transakcji. Konsultant zasugerował pani Magdzie, by ta dokonała twardego resetu swojego smartfonu i przywróciła go do ustawień fabrycznych. Kobieta zrobiła to i usunęła w ten sposób wirusa ze swojego telefonu, jednak tym samym usunęła też ślady przestępstwa, które mogłyby pomóc policji w złapaniu oszusta. Z tego powodu, biorąc pod uwagę, że ignorancja banku być może spowodowała utratę ww. 44 tysięcy złotych, pani Magda zdecydowała się pozwać bank do sądu. mBank z kolei twierdzi że, po pierwsze, jego klientka zachowała niedostateczną ostrożność, po drugie zaś, że wg. art. 46 ust. 3 Ustawy o usługach płatniczych nie jest on zobowiązany do zadośćuczynienia.

Co będzie dalej, przekonamy się w sądzie. Jak wy myślicie?


LG V40 już w Polsce, telewizor gratis

Aplikacje na iPhone robią zrzut obrazu bez zgody użytkownika

comments powered by Disqus