Wyglądało to tak; młoda Koreanka kupiła w lipcu zeszłego roku telefon Samsung Galaxy S7. Przez ten czas urządzenie działało jak należy, bez problemu. Pewnego dnia jego właścicielka musiała podłączyć telefon do baterii. Coś jej wypadło - może ktoś zadzwonił, może zaczęła pisać SMS-a - i młoda kobieta sięgnęła po wciąż ładujący się S7. Wtedy z jakiegoś powodu telefon zapalił się. Na szczęście nie wybuchł pożar.
Historia skończyłaby się lekkim poparzeniem, uszkodzeniem podłogi i wymianą telefonu na nowy, gdyby nie dziwne zachowanie Samsunga. Właścicielka telefonu grzecznie odesłała go do Samsunga, prawdopodobnie z prośbą o uznanie gwarancji produktu i wymiany zniszczonego egzemplarza na nowy. Firma najwyraźniej nie uznała jej prośby, gdyż telefon, nie wymieniony ani naprawiony, został jej odesłany już po dwóch dniach. Właścicielka feralnego egzemplarza nie poddaje się jednak; podobno wysłała ona spalony telefon do Koreańskiej Agencji Technologii i Standardów, która ma poddać go ekspertyzie. Prawdopodobnie trochę to potrwa.
Dziwne, że Samsung nie uhonorował gwarancji urządzenia. Być może w historii tej jest więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Właścicielka S7 podobno korzystała z oryginalnej ładowarki, więc pies nie tu jest pogrzebany. Wadliwa bateria? Niepoprawna obsługa telefonu? Kto wie. Tak czy owak, nie martwcie się, posiadacze Galaxy S7 - wasze telefony są na rynku już od dawna a ten przypadek zapłonu jest jednym z bardzo nielicznych. Waszym smartfonom prawdopodobnie nic nie grozi.
Vivo V7 Plus ma być pierwszym na świecie telefonem z aparatem fotograficznym 24mpx