Znacie mnie i wiecie, że nie uznaję płacenia tysięcy złotych za telefon. Nawet ja muszę jednak przyznać, że 1700 złotych, które Xiaomi liczy sobie za egzemplarz Mi 6, to rozsądna kwota. No bo popatrzcie sami; za najnowszego Samsunga Galaxy S8, którego specyfikacja jest podobna, trzeba zapłacić trzy i cztery dziesiąte koła:
- ekran 5.1 cala, IPS LCD, 1080 x 1920p,
- procesor Snapdragon 835,
- grafika Adreno 540, 8 rdzeni,
- 6GB RAM, 64/128 GB pamięci wewnętrznej,
- podwójny aparat główny 12mpx, detekcja fazy, autofokus, podwójna dioda LED; kamerka 8mpx, filmy w rozdzielczości 1080p,
- wodoodporność,
- bateria 3350 mAh,
- system operacyjny Android 7.1 Nougat.
Owszem, okay, nie jest to Galaxy S8 - nie ma prawdopodobnie superfajnego asystenta Bixby, nie ma równie doskonałego (choć wadliwego, videe wczorajsze i dzisiejszy wpisy) wyświetlacza ani certyfikatu odporności IP68. Biorąc jednak pod uwagę, że kosztuje połowę tego, co Galaxy S8 i podobne flagowce... może jednak warto?
