Historia nietypowa i interesująca. Niedawno w jednym z szpitali w Czikago, przepraszam, Chicago, miał miejsce wyciek helu, prawdopodobnie wyciekły z aparatury do obrazowania metodą rezonansu magnetycznego. Gaz był na szczęście nieszkodliwy dla chorych i personelu, jednak miał on bardzo ciekawy wpływ na znajdujące się w budynku urządzenia Apple. Niektóre wyłączyły się i przez jakiś czas odmawiały uruchomienia; inne nie reagowały na podłączenie do ładowarek. Jeszcze inne nie reagowały na dotyk. Jeden telefon doznał trwałych uszkodzeń, inny Apple Watch zaś ponownie zaczął działać dopiero po paru dniach. Znajdujący się w szpitalu iPhone 5 pozostał nienaruszony, jednak wszystkie nowsze modele zareagowały negatywnie na kontakt z gazem. Jak wykazało późniejsze badanie wykonane przez Fixit, winnych może być parę czynników. Pierwszym podejrzanym sa układy mikroelektromechaniczne, żyroskopy lub akceleratory. Hel, po dostaniu się pomiędzy nie, mógł zmienić ich działanie przez oddziaływania międzyatomowe czy generowanie drgań. Kolejna teoria wskazuje na oscylatory kwarcowe, które niszczą się przy kontakcie z helem.
Apple łaskawie przyjęło informacje o problemie do wiadomości, jednak nie obiecuje żadnego rozwiązania. W tym wypadku nie dziwię się firmie - trudno, by przygotować telefon na wszystkie możliwe warunku, zwłaszcza że wysokie stężenie helu nie jest właściwym środowiskiem dla człowieka i nie powinno mieć miejsca.