Przyczyną uziemienia jest badanie wykonane przez Amerykańską Administrację Lotnictwa (Federal Aviation Administration, FAA). Badanie to stwierdziło jakoby, że ponad 300 samolotów marki (typu? rodzaju?) Boeing 737 MAX zawiera wadliwe części wymagające natychmiastowej wymiany. Odkrycie to miało miejsce trzy miesiące temu, od tego czasu zaś nie zostało zrobione wiele - prawdopodobnie dlatego, że podany został w wątpliwość uznawany jak dotąd za standard amerykański proces certyfikacji nowych samolotów.
Wadliwe części o których mowa to między innymi elementy tzw. slotów, wysuwanych listew w przedniej części skrzydła. Ich zadaniem jest zwiększać siłę nośną, zaś zawarte w nich wady sprawiają, że są one podatne na awarie. FAA wyliczyło, że w potencjalnie wadliwe sloty wyposażone jest co najmniej 20 samolotów B737 MAX i 21 B737 NG.
Niestety, wymiana wadliwych elementów ww. samolotów to nie wszystko. Nawet po wymianie samoloty te będą musiały zostać zatwierdzone przez specjalnie powołany w tym celu międzynarodowy komitet. Jak twierdzi Jeffrey Goh, CEO sojuszu Star Alliance, „Nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym np. Australia przywraca B737 MAX 8 do służby, ale sąsiednia Indonezja już nie. Wypracowanie globalnego konsensusu to wyzwanie i z pewnością jeszcze potrwa”. I dobrze. Wystarczy, że w ciągu ostatnich 6 miesięcy spadły i rozbiły się dwa samoloty Boeing; nikomu nie trzeba kolejnych zgonów.