Fizycy z Uniwersytetu Princeton (tak, tak, znowu amerykańscy naukowcy) opracowali symulację hipotetycznego - miejmy nadzieję - konfliktu nuklearnego między dwoma stronami konfliktu. Materiał wideo możecie obejrzeć tutaj. Z ich obliczeń wynika, że tylko w ciągu pierwszych godzin śmierć poniosłoby około sto milionów ludzi, z czego 34 miliony zginęłyby natychmiast; kolejne dziesiątki i setki milionów ofiar pojawiłyby się wraz z rozwojem konfliktu, wypadkami, paniką i promieniowaniem radioaktywnym.
W przypadku konfliktu nuklearnego, pierwszy atak prewencyjny, nastąpiłby z Obwodu Kaliningradzkiego, uderzając w południowo-zachodni kraniec Polski gdzie, w Żeganiu, stacjonuje amerykańska Pancerna Brygadowa Grupa Bojowa. NATO odpowiedziałoby atakiem na Obwód Kaliningradzki. Następnie Rosja odpowiedziałaby trzema setkami rakiet wystrzelonych w strategiczne cele w Europie, w dużej mierze Polskę północno-wschodnią i Niemcy (choroba, a myślałem, że nikomu nie chciałoby się strzelać do Radomia...). NATO odpowiedziałoby 180 głowicami, które trafiłyby w zachodnią granicę Rosji.
Potem jest już z górki - większość Europy przestaje istnieć, Stany Zjednoczone rozpoczynają wymianę ognia nuklearnego z Rosją, zniszczona jest większość USA i wszystkie gęsto zaludnione obszary Rosji. Dostaje się też Japonii i Wielkiej Brytanii.
Fizycy z Princeton apelują o redukcję zbrojeń atomowych. Twierdzą oni, że świat jest w tej chwili bliższy ewentualnej wojnie atomowej niż był od lat.
To co, kupujemy konserwy i kopiemy bunkier?
Dark Mode pojawił się już u niektórych użytkowników Instagrama