Kalifornia: fabryki Tesli muszą na razie pozostać zamknięte z powodu epidemii koronawirusa.
Elon Musk: mam was w nosie, otwieram fabryki. Jakby co to możecie mnie aresztować.
Kalifornia (hipotetycznie): okay, jesteś aresztowany.
Elon Musk (hipotetycznie): T_T.
Druga połowa powyższej scenki nie miała jeszcze miejsca, lada dzień może się jednak zdarzyć. W swoim ostatnim tweecie szef Tesli poinformował o ponownym otwarciu fabryki we Fremont w Kalifornii. Nie byłoby w tym niczego specjalnego gdyby nie fakt, że robi to wbrew panującemu w hrabstwie Alameda nazazowi zakazującemu pracy wszystkim firmom z wyjątkiem firm kluczowych dla funkcjonowania hrabstwa. Musk przez jakiś czas sądził się z władzami hrabstwa, które były już ponoć bliskie wydania zgody na ponowne otwarcie fabryki 18 maja, jednak E.M. w pewnym momencie postanowił najwyraźniej, że zrobi dziś coś głupiego: sprzeciwił się zakazowi i otworzył fabrykę, wzywając pracowników do powrotu na swoje stanowiska.
No cóż, przynajmniej z góry bierze na siebie odpowiedzialność.
Musk znany jest z pracowitości i niechęci do tak zwanego ”downtime”. Jest w tym podobny do mojego ś.p. dziadka, tyle że oprócz krzyku potrafi też na miejscu wyrzucić cię z pracy. Ci z pracowników fabryki w Alameda, którzy obawiają się o swoje zdrowie, mogą pozostać w domach, będą jednak znajdować się na bezpłatnym urlopie. Na razie fabryka ma się ograniczyć do szkieletowej obsługi, jednak widząc zachowanie Muska nie wiadomo, czy tak się stanie.
Co dalej? Czy kajdanki i areszt zniechęcą biznesmena do przesadnej miłości do pracy, czy też Musk postawi na swoim? Zobaczymy.
Lampa nocna? Ha, przeżytek. Przyszłością są świecące kwiatki
Koronawirus, część druga? W Wuhan wykryto sześć nowych przypadków zakażenia