Rzecz ta działa się dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w Bieszczadach na początku marca. Pani Agnieszka XXX, prawnik, wybrała się z rodziną na spacer do ustronnego ponoć lasu. Na początku marca panika przed koronawirusem trwała we najlepsze, jednak rząd nie zdążył jeszcze wprowadzić wszystkich obostrzeń - na ten przykład nie było wtedy zakazu wstępu do lasów. Brak ten nie przeszkodził funkcjonariuszom, co ”przyskrzynili” panią Agnieszkę i jej rodzinę. Panowie mundurowi kazali sobie, to znaczy kasie miejskiej, zapłacić mandat we wysokości dwustu złotych na głowę. Żądanie swoje uzasadniali złamaniem zasad określonych w rozporządzeniu ministra zdrowia.
Ale, ale, chwila moment, panowie mundurowi, trafiła kosa na kamień! O ile brat i szwagierka prawnika grzecznie przyjęli swoje mandaty, o tyle pani Agnieszka stanęła okoniem. ”Inni zgodzili się na ukaranie mandatem, ja zdecydowałam się na skierowanie sprawy do sądu”, jako później rzekła. ”Wiedziałam, że nie złamałam prawa i nie widziałam przyczyny, dla której miałabym przyjmować karę.”
Jak się okazało, decyzyja pani Agnieszki była słuszna. Okazało się bowiem, że bardzo duża część spraw o ukaranie osób wychodzących na zewnątrz ”bez uzasadnionej przyczyny” jest z góry odrzucana. Owszem, panią prawnik uznano za winną złamania tego nakazu, sąd jednak ”ukarał” ją wyłącznie naganą. Była to pierwsza nagana, jaką pani Agnieszka spotkała w ciągu piętnastu lat pracy w zawodzie.
Matura 2020: arkusze z języka polskiego dla zainteresowanych
Takie Rzeczy Tylko W... Indiach?, czyli jak facet włożył sobie przewód od ładowarki do penisa